Wizualia warte Poznania
Dzień pełen fotografii
Czekałem na to wydarzenie od momentu, kiedy przypadkiem dowiedziałem się o nim dwa dni wcześniej. W samą porę, w ostatniej chwili, rzutem na taśmę! Zwykle biorę w tym wydarzeniu udział, chyba że je przeoczę. I naprawdę niewiele brakowało, by tak stało się tym razem. O włos!
Czy coś bym stracił?…
Zaczęło się od kultowego podobno pokazu przedstawiającego dęby rogalińskie. Piszę „podobno”, bo choć mogę Organizatorom wierzyć na słowo, to jednak sam go nie zobaczyłem. Wszystko przez moje spóźnienie. Kiedy przybyłem na miejsce, zobaczyłem już tylko, że uczestnicy, jak zwykle na początku, nie mieszczą się na sali lub stoją przed nią, by nie przeszkadzać w oglądaniu innym, którzy mieli szczęście przybyć na czas.
To nie pierwszy raz, kiedy miałem niekłamaną radość udać się do Muzeum Archeologicznego w tym właśnie celu. W celu obejrzenia tego, co robią fotograficy przyrody, jak ewoluuje ich pasja. Jak zmienia się świat i estetyka prac oraz pojmowanie procesu tworzenia obrazu fotograficznego. Jak, dzięki powszechnemu dostępowi do internetu, młodzi (i starsi) biorą sprawy w swoje ręce. Jak wciąż rośnie świadomość etyczna, ekologiczna, a nawet filozoficzno-moralna fotografów. Ona zawsze istniała. Teraz - chyba częściej niż kiedyś - mówi się o niej, co dla adeptów fotograficzno - przyrodniczych poczynań jest nie bez znaczenia.
Wielkopolski Park Narodowy
W tym roku na Festiwalu Fotografii Przyrodniczej „Przyroda Warta Poznania”, bo o nim tu mowa, pojawiła się trójosobowa reprezentacja Wielkopolskiego Parku Narodowego. Prelekcja dotyczyła historii utworzenia Parku (z wiodącą w tym rolą profesora Adama Wodziczki), jego późniejszych losów (Parku, nie profesora), walorów przyrodniczych, współcześnie występujących zagrożeń, wreszcie, przedstawiała ofertę dydaktyczną.
Kiedy Patryk, edukator parkowy, skończył swą interesującą opowieść, mikrofon przejął żwawo uczestnik spotkania w sile wieku, który zauważył, że tę historię należałoby pogłębić, zaznaczając kluczową w niej rolę Władysława hrabiego Zamoyskiego, a również i Jadwigi Zamoyskiej. To ziemie Zamoyskich stały się bowiem podstawą dla utworzenia zarówno Wielkopolskiego, jak i Tatrzańskiego Parku Narodowego. Nagrodziłem wystąpienia obu panów gromkimi oklaskami.
Mikołaj na rowerze
Kolejny, przesympatyczny uczestnik, rodził się w roku, w którym współprowadząca spotkanie albo zaczynała, albo kończyła studia - nie zapamiętałem dokładnie. Chodziło w każdym razie o to, że młode pokolenie szturmuje drzwi Festiwalu i czyni to z przytupem, mimo że na rowerze wspomniany jego reprezentant wybrał się dookoła Bałtyku w jednej parze obuwia! Oczywiste jest za to, że na jednym rowerze. Nieoczywiste, że w pojedynkę. Ot, młodość!
W każdym razie, wrócił szczęśliwie, przygody zebrał niesamowite, przedstawił spokojne fotografie, które nie epatowały teleobiektywowymi zakresami, bo i nie musiały. Wobec małego zwykle dystansu ucieczki ptaków północy wystarczyło mu szkło 300 mm. Warto dodać, że choć świętego Mikołaja kojarzymy zazwyczaj z grudniem, to ten konkretny Mikołaj swoją wyprawę odbył latem.
Na rowerze przejechał więc Mikołaj kawał świata, spotykał renifery, być może odwiedził nawet Rovaniemi, a w każdym razie musiał je mijać. Wkrótce potem, już u nas, w Polsce, rower mu ukradziono. Został z niego jedynie bidon…
Ach, te kolory!
Skandynawię odwiedzili z aparatami fotograficznymi również kolejni uczestnicy sobotniego spotkania. Tyle że niejako wymienili się z Mikołajem. Kiedy on we wrześniu wracał do Polski, oni (Aleksandra i Tomek) właśnie wyruszali. Chodziło im bowiem o jesień i szwedzki, najstarszy w Europie, park narodowy.
Trzeba powiedzieć, że ich fotografie aż kipiały nasyconymi barwami. W tym roku jadą ponownie. Nie straszne im trzydziestokilogramowe plecaki i przymrozki podczas spania w namiocie. Chcą jeszcze raz doświadczyć tej przygody i mają nadzieję trafić na lepszą pogodę. Bo o lepsze kolory będzie naprawdę trudno…
Istota rzeczy
Niezmiernie trudno jest określić istotę piękna. Wiem, co mówię. Młody prelegent, Łukasz, w pojedynkę reprezentujący duet fotograficzny, podjął się tego zadania w kolejnej prezentacji. Miał taką potrzebę i świadomość problemu. Zaskoczył zebranych swoim podejściem i widziałem, że widownia zgadza się z wieloma jego stwierdzeniami. A były to niekiedy rzeczy nieoczywiste, albo: nie dla wszyskich oczywiste. Choćby kwestia długości obserwacji przyrodniczych, a więc, tym samym, ich merytorycznej jakości.
Wśród wielu kwestii poruszona została też ta dotycząca przełamywania swoich wewnętrznych ograniczeń, barier, lenistwa po prostu, którą trzeba jednak odróżnić od umiejętności odpuszczenia sobie w sytuacjach skrajnych. Nie wszyscy jesteśmy surwiwalowcami. Nie zawsze pójście o krok dalej w tak zwanym pływadełku jest mądre. Nie zawsze musi skończyć się dobrze… I znowu: jako biolog środowiskowy z wykształcenia, z wieloletnim doświadczeniem w terenie - wiem, co mówię.
Daleko, daleko na południe
Kolejny prelegent zabrał wszyskich zebranych w bardzo odległe rejony świata. Jako że liznąłem żeglarstwa, do teraz czuję bryzgi wody i szkwał na twarzy po obejrzeniu fotografii Wojtka. Tyle że ja pływałem po jeziorach, a on po oceanach. Wielkość fal, ekstremalne warunki pogodowe i towarzyszące im doznania, to wszystko odczułem siedząc wygodnie w fotelu.
Obejrzeć przyrodę dziką, zwierzęta w dużych ilościach (bo niemal niepoliczalne!), zobaczyć zbliżenia pingwinów, lwów morskich, ale też ze ściśniętym sercem słuchać o masakrze wielorybów (150 tysięcy osobników, 30 dziennie, zabitych w latach 1904-1936), by ostatecznie odetchnąć, gdy usłyszy się, że teraz wreszcie korona brytyjska stawia na ochronę przyrody… Proszę Państwa, chyba nigdy nie dotrę do Georgii Południowej, niewielu z nas będzie miało taką okazję. I może całe szczęście! Za to odbyłem tę podróż dzięki Wojtkowi, za co mu dziękuję.
Dwóch Piotrów o Odrze
Ostatni zaproszeni goście pokazali nam swój fyrtel. Okolice Szczecina lub może bardziej: Gryfina i tereny na południe od niego. Zobaczyliśmy krajobraz przed katastrofą ekologiczną i w trakcie jej trwania. Zobaczyliśmy grupę młodych ludzi zaangażowanych w eksplorowanie swojej najbliższej okolicy. Intensywne eksplorowanie: często zamiast pływać kajakami, prowadzili je po lądzie. Panowie zaaplikowali nam sporo optymistycznych fotografii i takiegoż podejścia do życia. Uśmiech sam pojawiał się na twarzy.
Podobnie jak Wojtek - wydali album fotograficzny. Ale w ich przypadku wzbogacony jeszcze o brzmienia muzyki. Wyobrażacie sobie Państwo? Ci młodzi ludzie pracują zawodowo, mają rodziny, podróżują po okolicy i fotografują, filmują, nagrywają głosy przyrody i miasta, tworzą z tych analogowych głosów połączonych z elektroniką i instrumentarium gitarowym swój niepowtarzalny miks muzyczny. Wreszcie, jeżdżą po szkołach oraz - jak widać - festiwalach i prezentują swoje niewąskie dokonania.
Na koniec jeden z Piotrów - ten grający - przedstawił nam trzy utwory. Muzyka na żywo to nowość na Festiwalu. Życzyłbym Festiwalowi, by ten element stał się jego integralną częścią, choć nie będzie o to łatwo…
A więc?
Tak, gdybym przeoczył to wydarzenie, straciłbym wiele. Wiele pięknych obrazów, straciłbym spotkanie z pasjonatami, których energia jest zaraźliwa; wiele wrażeń estetycznych, wiele poruszających emocji; ponadto nie odbyłbym kilku rozmów indywidualnych, a wreszcie: nie doznał mocy doznań audio, których to doznań - płynących z muzyki granej na żywo - nawet bym się nie spodziewał. Gratuluję Organizatorom: Związkowi Polskich Fotografów Przyrody działających w Okręgu Wielkopolskim, jak również wszystkim prelegentom!
tekst i foto: © Dawid Tatarkiewicz